Zawsze myślałam,
że jestem starszym synem z przypowieści,
tym poukładanym, skorym i chętnym do służby Ojcu,
wypełniającym Jego polecenia i obecnym przy Nim przez całe życie.
Okazało się to złudzeniem, zaślepieniem,
ciemnością, tak wielką, że nie widać, jak bardzo się oddaliłam.
Przez pychę udawanej pobożności,
odeszłam.
A teraz leżę poobijana, poraniona, gdzieś na końcu świata,
gdzie nawet nie istnieją dobrzy samarytanie
i nie wiem, jak wrócić.
Dobrze, że Pasterz zawsze szuka zaginionej owcy, choćby jednej z setki.
Zatem z nadzieją czekam.
I proszę, i błagam
przyjdź po mnie,
pochyl się nade mną,
otrzyj z brudu,
opatrz rany,
podnieś mnie
i przytul.